Znicze, dynie, listopad

Znicze, dynie, listopad


1 listopada już za nami. Nie było mnie znów dość długo na blogu, co spowodowane było to przede wszystkim szkołą. 
Do czego chcę nawiązać w dzisiejszym poście? Mianowicie do 1 listopada i przede wszystkim Halloween. Kiedyś już miałam okazję pisać na swoim blogu o tym, jakie jest moje podejście do tych obydwu świąt, co spotkało się z krytyką i dość ostrą dyskusją. Mimo wszystko chciałabym jeszcze raz podzielić się z wami moimi przemyśleniami na ten temat i sama jestem ciekawa waszego zdania.
Czym jest dla mnie Halloween?
Przede wszystkim zabawą. Możliwością przebrania się, wymalowania rodem z horroru, spotkania się ze znajomymi, zbieraniem głupich cukierków, czy robienie maratonu filmowego przez całą noc. Nie odbieram tego, za czczenie szatana i duchów, przywoływania demonów i innych złych mocy. Dla mnie są to bajki wciskane małym dzieciom do poduszki i przez księży w kościele. Myślę, że wszystko zależy od podejścia, ale mimo to chyba nikt mnie nie przekona do świętowania wigilii Wszystkich Świętych na kościelnej dyskotece przy piosenkach scholi, zamiast spędzenia tego czasu po prostu z rodziną albo znajomymi. 

1-2 listopada
Zbieranie się na cmentarzach, aby zapalić znicz. Zazwyczaj zapalam symboliczne światełko razem z rodziną przy ogólnym krzyżu, bo moi bliscy zmarli są pochowani na drugim końcu Polski. Każdy odmówi skrycie i po cichu modlitwę. Ewentualnie spróbuje odszukać wspomnień ze zmarłą osobą. I tyle. Wracamy do domu i jedyne co uda nam się jeszcze spamiętać to poirytowanie ze względu na korki na drogach. 

Jakie macie podejście do wspomnianych przeze mnie dni? Czy obchodzicie Halloween? Zachęcam do dyskusji.
źródło zdjęcia: unsplash
Katar jest internetową przypadłością

Katar jest internetową przypadłością


Jesień. Pora roku, która nierzadko kojarzy nam się z przeziębieniami i chorobą. W zeszłym tygodniu trafiło na mnie. Dopadł mnie zwykły katar, naukowo mówiąc nieżyt nosa, sprawiający, że opuszcza mnie chęć do życia. Nigdzie nie ruszałam się bez chusteczek, a zwykłe przeziębienie przerodziło się w choróbsko trzymające mnie przez 5 dni w łóżku

Dopiero teraz, dopadła mnie kontemplacja, jak ludzie określają bycie przeziębionym i co ciekawego można znaleźć w internetach na temat pospolitego kataru. Zacznijmy od tego, co mówi ciocia Wikipedia na ten temat:
Nieżyt nosa, potocznie katar (łac. rhinitis, stgr. coryza) – choroba oraz pojęcie dotyczące objawów zapalenia błony śluzowej nosa. Do objawów należą: kichanie, „drapanie”, kaszel, pieczenie spojówek, wyciek płynnej wydzieliny z nosa, lub jej spływanie po tylnej ścianie gardła, zatkany nos, ogólne osłabienie, ból głowy, stan podgorączkowy.
Jak przypuszczam, każdego spotkał ten podręcznikowy przypadek. Niemniej jednak zakładam również, że choć części z was zdarzyło się pogrzebać w internecie czymże, jest spowodowana i czego jest objawem ta banalna uciążliwość. Tym sposobem sama zgłębiłam tą wiedzę i udało mi się znaleźć kilka smaczków, które po przeczytaniu, mogą wprawić zakatarzoną osobę o palpitację serca.
Koklusz - bardziej znany jako krztusiec. Ta niezwykle groźna, zakaźna choroba dróg oddechowych początkowo przypomina zwykłe przeziębienie.
Po upływie czasu następuje drugi etap choroby – faza kaszlu. Ma on charakter napadowy, a ataki bywają tak męczące, że mogą wywołać wymioty, a nawet drgawki.
źródło
Gorączką, osłabieniem, bólami stawów zaczyna się też wiele poważnych chorób, m.in. borelioza, mononukleoza, zapalenie stawów, a nawet niektóre nowotwory krwi i układu chłonnego. 
źródło
Bardzo częste infekcje powodują zakażenie zatok, a przewlekły stan zapalny zatok także jest powodem przewlekłego kataru. Jeśli mamy do czynienia z niedoborem odporności może zadecydować o podaniu leków stymulujących układ immunologiczny. W przypadku wad anatomicznych może być konieczny zabieg chirurgiczny.
Przewlekły katar może być po prostu konsekwencją choroby zatok lub alergii. Ale bywa, że sygnalizuje poważne schorzenia - nawet nowotwór.
źródło
Jak widać nawet bezproblemowy katarek może wiele zdziałać. Po za tym zachęcam do czytania skutków ubocznych leków, które bierzecie na przeziębienie. Najlepsze są te, które spotykają 1/1000 osobę. Miły sposób na zabicie czasu podczas przeziębienia i bezczynnego leżenia do góry brzuchem. Po za tym wiemy,  że katar jest zabójczą chorobą mężczyzn. Nic dodać, nic ująć. 
Dlaczego kanapki są niefortunnym dziełem?

Dlaczego kanapki są niefortunnym dziełem?


Nadchodzi weekend. Sobota. Stwierdzam, że warto ogarnąć już trochę lekcje. Chociaż sobie książki przygotować. Wtedy pojawia się ta nieszczęsna kreatura - kanapka z wczoraj. Jej forma uległa znaczącej deformacji, stając się zgniecionym, sponiewieranym plackiem. Nie łatwo być odpornym na ciągłe rzucanie plecakiem na ziemię.

Kiedy zdaję sobie sprawę, że jej stan, a zarazem zjadliwość wynosi 2/10, dopada mnie rozkmina, co z tym tworem zrobić. Wyrzucić, a może jeszcze zjeść? W sumie, to nie może być aż taka zła, co nie? Nie specjalnie powinny zmienić się jej walory smakowe. Może ogórek już nie jest taki chrupki jak wczoraj. Po za tym dzieci w Afryce głodują i nie wypada jej tak po prostu wyrzucić. Jak włożę do lodówki, to znów usłyszę, że nic w szkole nie jadłam. 

Zaczynam liczyć ile czasu zajęło mi przygotowanie tej kanapki. 5 minut maks. Nie zmienia to nic w moim życiu. Pozostaje ze mną fakt, że przez ten czas zdążyłabym coś bardziej ambitnego. No cóż. Nie chce mi się jej jeść. Jej czas minął.

Pozostawiam ją bezlitośnie w lodówce. Może w końcu ktoś da jej drugą szansę.
Jak jedno spotkanie może wpłynąć na nasz cały dzień?

Jak jedno spotkanie może wpłynąć na nasz cały dzień?


Ten tydzień jest wyjątkowo zabiegany i tonę w robocie, jaką trzeba wykonać na każdy dzień. Nie w tym rzecz, bym użalała się nad sobą w całym poście. Dni mijają lekko, a kartki z kalendarza prędko ustępują miejsca następnym. Natomiast czuję, że obowiązki przytłaczają mnie kompletnie i siedzenie po 8 godzin dziennie w jakże sympatycznej, szkole, sprawia, że czuję się wypruta z energii, stając się jedynie egzystencjalną roślinką. Jakkolwiek drastycznie to brzmi.

Jedno spotkanie
Wtorek. Ledwie stojąc na nogach, doszłam do przystanku i owinęłam się moim ukochanym szalem. Zmusiłam się, aby wsiąść do autobusu i chwilę później byłam już u drzwi pracowni plastycznej. Jedno spotkanie. Chwyciłam za klamkę i czułam, jak wszystkie moje problemy odchodzą na drugi plan, zmęczenie idzie w niepamięć. Samo wymienienie się spojrzeniami, uśmiech, powitanie, rozmowa. Możliwość zobaczenia przyjaciół od serduszka. Nie czułam już tego, że przemarzłam, że brzuch mi burczy, domagając się treściwego posiłku (a nie zimnej zupy ze stołówki szkolnej). Spotkanie z osobami, z którymi nie widziałeś się długo — z niektórymi dzień, tydzień, z innymi miesiąc i dłużej. Ale w końcu się widzicie. I rozmawiacie. I... (mam banana na twarzy, gdy to piszę) po prostu spędzacie ze sobą czas.

Niewiarygodne, jak kilka godzin może wpłynąć na nasze samopoczucie. Drobne chwile z serdecznymi ludźmi. Po wyjściu z zajęć czułam się, jakbym naładowała się na ponad 150%. Odczułam tę zmianę tak namacalnie, gdzie wychodząc po szkole, miałam ochotę iść spać, najlepiej odgrodzić się od wszystkich wysokim na dziesięć metrów murem, a przekroczeniu progu pracowni, byłam epatującą szczęściem bańką.

JESIENNE małe uzależnienia

JESIENNE małe uzależnienia


Herbatka, tudzież kawa
Budzę się rano. Jedyne co słyszę to głos w mojej głowie, który mówi zostań jeszcze chwilkę, nie wstawaj, tutaj jest cieplutko. Podnoszę się gwałtownie, jakby miało mi to pomóc, ostatecznie zataczając się, bo mój błędnik nie odnalazł jeszcze równowagi (i za pewne sam jeszcze spał w najlepsze). Ledwie stojąc na nogach idę do kuchni. Kieruję się do czajnika. Wstawiam wodę. Wyciągam mój turkusowy kubek i wsypuję do niego łyżeczkę zielonej herbaty. Zalewam wysuszone, aromatyczne liście niezupełnie wrzącą wodą. Herbata gotowa. Teraz czas, aby ostygła.
Algorytm postępowania jest równie banalny jeśli chodzi o kawę. Najlepsza jest ta z mlekiem sojowym. Polecam.

Koc
Wracając do domu już myślę, jak wygodnie będzie mi w dresie. Ledwie przekraczam próg domu, wskakuję w wygodne ubrania.. i chwytam za koc. Albo kołdrę. Byleby mi było cieplutko (oczywiście jeśli za oknem hula już dość chłodny wiatr, bo nie jestem desperatką, aby w 25 stopniach owijać się czymkolwiek). To jest moja chwila. Chwytam za kubek z herbatą lub kawą, a mój byt kreuje się jako szczęśliwy naleśnik.

Swetry
Cecha zmarźlucha w moim przypadku jest widoczna każdego poranka. Nie jestem w stanie trzeźwo myśleć, a myśli uciekają w stronę co ubrać, aby przetrwać kolejny jesienny dzień. Stojąc przed szafą, wybierając ubrania, przechodzi przeze mnie dreszcz. Jeszcze chwila i chyba wyjdę z siebie. Grzebię między wieszakami, w szufladach, szafie.. mój umysł nie jest w stanie racjonalnie utworzyć konkretnego tworu, w którym mam spędzić większość całego dnia. W końcu ratuje mnie sweter. Miękki i przyjemny. Po jego nałożeniu rozchodzące ciepło sprawia, że czuję się jak nowo narodzona.
W końcu mogę ubrać swetry. I bluzy.. i wszystkie milusińskie rzeczy.
Szkolne perypetie

Szkolne perypetie


Roku szkolny, jak dobrze, że wróciłeś! Chciałabym tak pomyśleć, aczkolwiek moje myśli raczej uciekają w kierunku dlaczego mi wieje taką nudą i niechęcią do szkoły. Przecież to dopiero drugi tydzień! Zwykłe szkolne zajęcia odbierają mi chęć wybrania się nawet na plastykę, bo po 8 godzinach lekcyjnych jestem ledwo żywa. 

Czy jest jakiś przepis na to, aby polubić szkołę? Czuję się jakby zabijała we mnie naturalną ciekawość. Nie mam ochoty siedzieć nad jakimiś beznadziejnymi działaniami, czy wiązaniami. Co z tego, że się nauczę, skoro i tak odejdzie to w niepamięć i nie będę umiała odnaleźć zastosowania tego w rzeczywistości? Przytłacza mnie zarazem ogromna niechęć i bezsilność. Sam system oceniania sprawia, że odczuwam wieczną walkę o cyferki i o to, żeby być w czymś najlepszą. 

Piję zieloną herbatę z owocami leśnymi i staram się jak najbardziej oddalić od siebie myśl, że muszę się wziąć za fizykę i biologię. Przy okazji za historię, jakby tego było mało. Obliczam ile czasu zajmie mi wykonanie własnej notatki (nie lubię tych "podręcznikowych"), jak długo będę się tego uczyć i w jakim czasie zrobię wszystkie zadania na jutrzejszy dzień. Wizja ta, nie jest specjalnie optymistyczna, a ja pogrążam się w tym wszystkim. 

Co sprawia, że nadal się uczę? Wizja dobrej oceny? Fakt, że nie chcę być najgorsza? Może po prostu z przyzwyczajenia... W sumie został mi tylko rok gimnazjum. Mam nadzieję, że liceum okaże się nieco zbawianiem, ze względu na inny klimat, obcy budynek i nowych ludzi. Nie wiem co o tym myśleć. Mam dość szkoły.
Papierowe internety

Papierowe internety


Usunęło się. Pusta strona, na której powinna znajdywać się treść nowego posta. Jestem zawiedziona i bezradna, bo opcja ctrl+z nic nie daje. Błąd, którego nie da się już naprawić, bo kapryśny blogger się zawiesił, a ja odświeżyłam stronę. 

Przypuszczam, że zabiorę się za wcześniej poruszony temat raz jeszcze, ale wiadomo - nie da się niczego odtworzyć słowo w słowo. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że cała forma nowej notki bardzo mi się podobała, a teraz ją utraciłam. Temat jak najbardziej na czasie - jesień, tyle Wam zdradzę. 

Nie chcę wypaść z rytmu, więc dzielę się z Wami moimi żalami, że utraciłam zawartość wcześniej przygotowanego wpisu. Żałuję, że nie zrobiłam sobie kopii zapasowej w wordzie. Na to wychodzi, że tak musiało się stać, abym w końcu zaczęła to robić (akurat ostanio zaczęłam się nad tym zastanawiać, czyli wilk z lasu wywołany). 

Czasami to zwykły post, czasami cała prezentacja przygotowywana na historię przez poprzednie 3 godziny, która ma miejsce następnego dnia. Szlag człowieka trafia, co tu kryć. Internet płata figle, co tylko dowodzi, że papier ma swoją moc. Ale nie chce mi się przepisywać postów z papieru na komputer. Chyba po prostu jestem leniem.
źródło zdjęcia 

Rada dla Was blogerów i dla mnie: Zawsze zapisujcie swoje posty w wordzie, albo innym pisiadle.
Przepis na harmonię w samym sobie

Przepis na harmonię w samym sobie



Składniki
otwarty umysł,
pasja,
chwila,
zdrowie,
organizacja,
rozmowa.

Przygotowanie
Otwarty umysł, na nowe pomysły i idee. Dzięki temu w końcu trafimy na nurt (może nie filozoficzny), dzięki któremu będziemy czuli się w zgodzie z samym sobą. Ale jeśli nie otworzymy umysłu i nie będziemy szukać, to jak mamy odnaleźć harmonię? Ona sama do nas nie przyjdzie. Spójrzmy na coś inaczej, zróbmy coś tak jak nigdy dotąd. Otwierajmy się.
Pasja. Poświęcajmy czas swojej pasji i rozwijajmy ją. Poznawajmy ludzi, którzy mają podobne zainteresowania. Jeśli jeszcze nie odkryliśmy swojej pasji to wróćmy do pierwszego składnika. Poszukajmy jej. 
Chwila. Poświęcajmy pasji wolne chwile. Dzięki temu odpoczniemy. Będziemy mieć energię i siłę na kolejne działania, a po za tym nasze życie będzie miało sens.
Zdrowie, bo to przecież warto poświęcić czas sobie, aby zrobić coś zdrowego do jedzenia, albo spróbować uprawiać jakiś sport. Zrobimy dobrze dla siebie i swojego organizmu. Tutaj powtarza się poprzedni punkt - otwarty umysł. Po prostu poszukajmy, która zdrowa aktywność sprawia nam przyjemność. Nie zamykajmy się na stereotypy, albo powiedzenia, że nie należy podążać za "fit" modą. Tylko my możemy zdecydować jak sami będziemy odbierać swój zdrowy tryb życia. Moda, czy po prostu witalność?
Organizacja. Zorganizujmy w czasie obowiązki do wykonania. W końcu w planie pojawi się wolny czas. Poświęćmy go dla siebie. Odpocznijmy od zabieganej codzienności. Zaplanujmy najważniejsze rzeczy do wykonania, a błahe pozostawmy losowi, albo spontaniczności.
Rozmowa, ale z samym sobą. Wystarczy przez moment zamknąć się w ciszy. Posłuchajmy.. siebie. Bo tylko my sami możemy sobie powiedzieć czego nam brakuje. I wypełnić luki. 

Jaki jest Wasz przepis na harmonię w samym sobie?
Niedojrzałość wobec książki

Niedojrzałość wobec książki


Sekretne życie drzew
Pozycja, która od dawna miała się pojawić w mojej biblioteczce. Oczywiście, gdy tylko ujrzałam tą książkę w TOP 10 w empiku, pomyślałam sobie, czemu mam zabierać się za czytanie tego, co czytają wszyscy, tylko dlatego, że jest hot? Koniec końców, kiedy lektura pojawiła się w biedronce (o całe 5 zł taniej, szok!), to rzuciłam się na nią i trafiła w moje ręce. 
Książkę zaczęłam czytać w połowie wakacji, myśląc, że połknę ją w góra 3 dni. 
Właśnie tutaj pojawił się problem. W pewnym momencie musiałam czytać po kilka razy jedno zdanie, aby móc je zrozumieć. Fachowe słownictwo i specyficzna narracja autora sprawiły, że ledwie brnęłam przez rozdziały. W połowie książki powiedziałam stop. Dlaczego to w ogóle czytam? Czemu tak się męczę z zaledwie 200 stronicową pozycją? Wyciągnęłam zakładkę i odłożyłam książkę w kąt. Nadal do niej nie wróciłam.
Myślę, że może kiedyś znów po nią sięgnę. Może do niektórych lektur trzeba po prostu dojrzeć? Dojrzeć.. tak wewnętrznie. Jak owoc na drzewie, który niedojrzały można w sumie zjeść, ale krzywiąc się przy każdym gryzie, albo dać mu czas i poczekać aż dojrzeje by cieszyć się jego słodyczą. 
Może nigdy do niej nie wrócę, bo nie poczuję takiej potrzeby. Nie myślę, że to źle wydane pieniądze. Skoro w końcu znalazła się u mnie, to musi coś znaczyć. Chyba po prostu nie przyszedł jeszcze na nią czas.

Mieliście kiedyś książkę, przez którą nie przebrnęliście, ale myślicie, że kiedyś do niej wrócicie? Piszcie w komentarzach :)
Co sprawia, że wstaję każdego dnia?

Co sprawia, że wstaję każdego dnia?


Ciekawość
Co przyniesie mi nowy dzień? Co się dzisiaj wydarzy? Może to właśnie przez te najbliższe godziny zdarzy się coś co kompletnie zmieni przebieg następnych dni. Albo poznam kogoś nowego, albo się czegoś nauczę? Zawsze nowy dzień może się okazać kolejnym rutynowym ciągiem zdarzeń, ale kto tak naprawdę wie, co nas czeka?

Przyjaciele 
Możliwość spotkania się codziennie z przyjaciółmi jest kolejną rzeczą, która sprawia, że mam energię do działania. Czasami wystarcza godzinne spotkanie, nierzadko rozmowa nie ma końca i spędzamy wiele godzin w sympatycznym towarzystwie. Rozmowa telefoniczna też jest bardzo przyjemna, ale to nie to samo, co rozmowa w cztery oczy, jak sądzicie?

Obowiązki
Nie ukrywam, że to także gra kluczową rolę, też tak myślicie? Wolę wstać, zabrać się za coś, co muszę zrobić i mieć po prostu z głowy. Czasami żałuję, że zbyt wiele obowiązków zostawiam sobie na ostatni dzień i wtedy dopiero zaczyna się robić niesamowity bałagan. Nadmiar zadań do wykonania kompletnie demotywuje mnie do pracy, więc lepiej robić coś jak najwcześniej, choć nadal się tego uczę.

Rozwój pasji
Możliwość uczenia i kształcenia się w kierunku swoich zainteresowań jest chyba jedną z moich najprzyjemniejszych rzeczy. Praktykowanie tego, co kocha się robić, sprawia mi ogromną radość i satysfakcję. Każdego dnia podnosimy sobie poprzeczkę i jesteśmy coraz lepsi. Rozwijanie swoich pasji to dla mnie idealny motywator do podnoszenia się codziennie z łóżka.

Zadbanie o siebie
Kto nie lubi o siebie zadbać, co nie? Wydaje mi się, że każdemu przydaje się zawsze dzień relaksu (nazywam to lazy-day). Dzień, podczas którego po prostu skupiamy się na sobie. Czas na maseczki, pyszne śniadanie, lody, seriale, książki, filmy, paznokcie, diy... cała lista rzeczy, które sprawią, że będziemy bardziej lubić samych siebie :)
Czy Twoje życie jest nudne?

Czy Twoje życie jest nudne?


Ciekawe vs nudne
Jakie jest nasze życie? Chyba najbardziej banalnymi określeniami jest powiedzenie, że nasze życie jest nudne albo ciekawe. Tym sposobem spłycamy nasze codzienne czynności do dwóch epitetów, które nie koniecznie oddają ich znaczenie. Przecież jest jeszcze tyle innych przymiotników, które mogą określić nasz byt. Szalone, refleksyjne, udane, szczęśliwe, miłe, zwykłe, szare, niezadowalające, beznadziejne, poszukujące, wędrujące, oderwane.. Można by tak wymieniać bez końca. Ale czy mając te wszystkie przymiotniki pod nosem już jesteśmy w stanie opisać nasze życie?

Każdy dzień jest inny
Czasem trafia nam się dzień, który jest okropny. Ktoś potrącił ci psa, wywróciłeś się o rozwiązane sznurowadło, rozlałeś kawę na podłogę (albo nie daj Boże, kanapka spadła masłem w dół). Czy te wszystkie rzeczy, które wydarzyły się tego jednej dnia definiują nasze życie jako nieszczęśliwe? Jeśli patrzymy przez pryzmat tylko jednej doby, to tak. Mimowolnie nakładamy sobie klapki na oczy i nie dostrzegamy tego, że wczoraj udało nam się nie przypalić naleśników albo zostać pochwalonym za pomoc przy rodzeństwie. Każdy dzień jest inny i czy można po prostu powiedzieć, że życie jest ciekawe albo nudne?

Perspektywa widzenia
Dla osoby, która codziennie imprezuje, upija się i pali wszystko co popadnie, moje życie może być nudne. Ograniczamy i oceniamy życie innych tylko przez to, że porównujemy go do swojego. Po za tym dla osoby, która nie lubi chodzić na dyskoteki, takie życie ona sama oceniania jako nudne i bezwartościowe. 

Jesteśmy panami swojego życia
Jeśli uważasz, że twoje życie jest ciekawe, to dobrze. Warto jeszcze spojrzeć na inne walory twojej codzienności. Może jest przy okazji szczęśliwe? Albo udane? Niekoniecznie życie ciekawe musi być idealne. Jeśli ktoś uważa, że jego życie jest nudne, to problem nie tkwi w otoczeniu, tylko w nim samym. Może tak naprawdę taka osoba nie widzi ile ma ciekawych opcji do wykonania? Codziennie czeka nas tysiące możliwości, aby sprawić, żeby dzień był ciekawy i pełen wydarzeń. Wystarczy zrobić to, czego dotąd się nie robiło. Próbować, jeśli nie wyjdzie, co z tego? Ważne, że spróbowałeś, bo a nuż się uda. Sami możemy zdecydować jak ma wyglądać nasze życie. Nie powinniśmy spłycać go do powiedzenia, że jest tylko ciekawe, albo nudne, bo zdecydowanie każde istnienie ma więcej kolorów niż nam się wydaje.

źródło zdjęcia
Katowice, czyli niedocenione miasto

Katowice, czyli niedocenione miasto


Będąc w Katowicach u mojej babci, niespecjalnie chciałam jechać do samego centrum. Wiązało się to z pół godzinną jazdą autobusem, masą ludzi, a po za tym, co ciekawego może być w Katowicach? Zwykłe szare miasto, tylko że jest dość spore, ma wiele galerii handlowych, kilka deptaków i nic po za tym. Takie podejście miałam bardzo długo. Jednak w te wakacje chyba dojrzałam do zwiedzania Katowic. Może wcześniej podchodziłam do tego zbyt dziecinnie? Nie wiem, natomiast jestem przekonana, że zwiedzanie Katowic było jedną z milszych atrakcji w te wakacje.

Aktualnie odczuwam bardzo silne przyciąganie do miast, do poznawania ich historii i ich życia codziennego. Nie doceniałam Katowic. Teraz kamienice są pięknie odnowione, a wśród wąskich uliczek starówki (choć nie wiem czy jako tako istnieje starówka w Katowicach, po prostu nazywam tak te urocze miejsca pełne kamienic) życie toczyło się wolniej. 

Namówiłam moją mamę i wspólnie wybrałyśmy się na spacer po Katowicach. Nie odrywałam się od aparatu ani na chwilę, byłam niesamowicie zachwycona staromodnymi budynkami. W planach miałyśmy jedynie zajść na ulicę Mariacką na Lody Rzemieślnicze, znaleźć kilka murali i porobić mnóstwo zdjęć.


Ledwie wyszłyśmy do autobusu od razu zachwyciłyśmy się wzruszającymi kamieniczkami. Idąc między tłocznymi uliczkami, wpadłyśmy do genialnego sklepu Gryfnie, gdzie znalazłyśmy niesamowite gadżety i koszulki z śląskimi słówkami. Mój plan dojścia do Lodów Rzemieślniczych również został zrealizowany, w dodatku wzięłam sobie wymarzonego, ciemnego wafelka, w którym znajdował się przepyszny sorbet z czarnej porzeczki. Od początku chciałam tam iść, ponieważ jest to pierwsza manufaktura lodów w Katowicach i z tego co widziałam na własne oczy, serwowane są tam także lody wegańskie, co szczególnie przykuło moją uwagę.
Następnie udałyśmy się zobaczyć Kościół Mariacki i wracając w urocze uliczki starówki wpadłyśmy na rewelacyjną kafejkę 3 siostry. Razem z mamą zamówiłyśmy sobie po kawie mrożonej - ja piernikowej, a moja mama orzechowej.





Miałyśmy okazję zajść do Kina Światowid, znaleźć Muzeum Historii Gitary, ujrzeć szkołę średnią mojej mamy i przy okazji porobić wiele genialnych zdjęć. Stwierdzam, że sam fakt, że moja mama mogła mi opowiadać, co kiedyś, za jej czasów szkoły średniej, znajdowało się na miejscu nowoczesnych restauracyjek i knajpek, bardzo umilało mi pobyt na starówce. Czułam się, jakbym miała własnego, prywatnego przewodnika.



Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję zwiedzić Katowice, zróbcie to. Uważam, że to miasto jest naprawdę niedoceniane na tle innych większych miejscowości w Polsce. Najlepiej nastawić się na typowe łażenie i włóczenie się, bez spiny, że musicie zwiedzić to, to i to muzeum. Atrakcje same przyjdą, a po za tym mile jest po prostu z kimś spędzić czas, a nie patrzeć się ciągle w ciszy w szklane gabloty.

Jakie jest Wasze zdanie na temat Katowic? 
Wracam znów po sporej przerwie, posty znów będą pojawiać się regularnie.
Wszystkie zdjęcia są wykonane przeze mnie ©KaktusowySad
Własna bajka

Własna bajka


Trochę mnie nie było, ale to ze względu na to, że .. przenoszę się na kanał! Zawsze marzyłam o stworzeniu swojego własnego miejsca, gdzie mogłabym mówić o swoich przemyśleniach, podróżach, pomysłach, stylu życia. Założyłam bloga - naprawdę świetne doświadczenie. Jednak stwierdziłam, że chciałabym przedstawić to w formie filmu, tak więc narodził się pomysł na stworzenie kanału. Myślałam juz o tym od dłuższego czasu, ale dzięki mojemu wujkowi zrozumiałam, że nie ma na co czekać - skoro chcę to robić i nic nie stoi mi na przeszkodzie to do roboty i zakładamy!

Młokosy internetu

Młokosy internetu


Gdyby Internet był religią to miałby największą rzeszę wyznawców.
Ile prawdy jest w tym, że jesteśmy pokoleniem internetu i każdy z nas uzależniony jest od telefonu? Z pewnością bardzo dużo. Ostatnio sama przekonałam się, że pozbawianie mnie telefonu (zepsuł mi się ;_;) na 3 dni było dla mnie koszmarem. Nie ze względu na to, że nie mogłam korzystać z internetu. Ze względu na to, że nie miałam kontaktu ze światem.

Nie mogłam do nikogo zadzwonić, nie mogłam sprawdzić, która jest godzina (a wszystkie zegarki jak na złość akurat się wyczerpały), nie mogłam robić zdjęć i nikt nie wiedział co ze mną jest! Tak więc, czy to, że ludzie tak często posługują się telefonami i tabletami jest uwarunkowane tym, że są uzależnieni od internetu? Wydaje mi się, że nie. Jesteśmy uzależnieni od kontaktu - telefonicznego lub przez internet. 

Tak często widzę już maleńkie dzieci, które nie wiedzą co ze sobą zrobić, kiedy zabierze im się telefon. Albo jadąc autobusem, obok siebie siadają koleżanki z klasy - i co? - obie wpatrzone w telefony. Nawet się do siebie nie odezwą. To jest uzależnienie.

Widzę sama po sobie, że chwilowo, gdy byłam pozbawiona telefonu miałam więcej czasu. Mogłam lepiej przygotować się do szkoły, mogłam porobić prace dodatkowe, mogłam poczytać, popisać. Nie zdajemy sobie sprawy ile czasu schodzi nam codziennie na telefon. Ale były także tego wady. Nie było ze mną kontaktu - chyba, że akurat weszłam na fejsa na laptopie, a ja nie mogłam skontaktować się z nikim. Tak więc ile osób uzależnionych jest od zwykłego przeglądania sieci na komórce, a ile od kontaktowania się przez nią? 

Od czego jestem uzależniona? Nie wiem, ponieważ gdy zabierze mi się telefon, albo go nie mam, nie odczuwam ogromnej straty i nagłego stracenia sensu życia. Po prostu brakuje mi komunikacji między innymi osobami, których nie mam zawsze przy sobie.
Poetyckie modły

Poetyckie modły


Konkurs na poezję religijną. 
Stwierdziłam, że w sumie czemu nie, machnie się jakiś wiersz biały i po sprawie. Tylko, że właśnie teraz zwróciłam uwagę na to, z czym kojarzy mi się religia. Przede wszystkim z modlitwą. Ale myślę sobie: w zeszłym roku już pisałam wiersz o modlitwie, może tym razem warto by spojrzeć na to innym kątem? Zapominamy o tym jak wiele walorów ma religia. Nie chodzi tylko o modlitwę. Wiara przecież dotyczy uczuć, śmierci, nawet przyziemnych rzeczy, codzienności. Tym razem napisałam wiersz o śmierci. Bo czy nie ma nic bardziej absurdalnego w wierze niż śmierć? Jest tak wiele pytań. Co się stanie po śmierci? Kiedy trafimy? Czy spotkamy swoich bliskich? Czy istnieje niebo i piekło? Wydaje mi się, że ludzie za bardzo skupiają się na jednej rzeczy w własnej wierze. Ja skupiam się na modlitwie, inni na miłości, inni na swoich grzechach i dążeniu do poprawy. Każdy rozumie to inaczej. 

Czy da się to wszystko połączyć?
5 powodów dlaczego uwielbiam "Grę o tron"

5 powodów dlaczego uwielbiam "Grę o tron"


Na podstawie książek
Twórcą całej powieści jest George’a R.R. Martin. Mam przed sobą do przeczytania ponad 5 książek (bo z tego co się orientuję niektóre z nich są w dwóch częściach), a dwie są jeszcze w przygotowaniu! nie wiem czemu, ale uwielbiam oglądać filmy/seriale na podstawie książek. Zazwyczaj staram się przeczytać książkę, a potem obejrzeć jej ekranizację, ale akurat w tym przypadku pierw zabrałam się za serial.

Znalezione obrazy dla zapytania game of thrones books tumblr

Duża ilość sezonów
Dla jednych to wada, dla innych zaleta. Dla mnie jak najbardziej na korzyść. Osoba, która dopiero zaczyna oglądać ma do obejrzenia 6 sezonów, gdzie każdy ma po 10 odcinków. Do tego ma jeszcze dojść 7 sezon w tym roku. Właśnie to mi się spodobało - nie będę musiała długo czekać na kolejne sezony, bo z moim tempem, zanim skończę oglądać 6, to pojawi się 7 sezon.

Rozbudowana fabuła
Oj, rozbudowana to w sumie mało powiedziane. W serialu jest tyle wątków, że z początku trudno było spamiętać te wszystkie układy między bohaterami (już nie mówiąc o tych wszystkich imionach!), wydarzenia i ogólny zarys fabuły. Chyba dopiero w trakcie 2 sezonu zaczęłam dokładnie pamiętać imiona wszystkich bohaterów. Na początku to istna mordęga, ale później właśnie dlatego ogląda się ten serial! Nigdy się nie nudzę, oglądając go, bo za każdym razem rozwijany jest jakiś inny wątek.

Znalezione obrazy dla zapytania game of thrones books tumblr

Przystojni aktorzy
Och, aż miło popatrzeć. Czytelnicy, którzy są już ze mną dłużej wiedzą, że moim ulubionym aktorem jest Kit Harington, który gra Jona Snowa. Po za tym jest wiele innych osobników płci męskiej, na których miło zawiesić oko. Trzeba też przyznać, że aktorki również mogą pochwalić się swoją urodą.

Znalezione obrazy dla zapytania jon snow actor

Amerykańska produkcja
Czyli nauka angielskiego w najbardziej wygodny sposób. Myślę, że zaletą zagranicznych seriali jest właśnie fakt, że nie są polskie. Czy włączenie napisów i odsłuchanie serialu w oryginale boli? Wcale! To właśnie najlepsze, co można zrobić. Świetny sposób na podszkolenie angielskiego.

Jakie jest Wasze zdanie na temat tego serialu?
Czy oglądacie Grę o Tron?
źródło zdjęcia google grafika
Dla wszystkich niezorganizowanych

Dla wszystkich niezorganizowanych


Za dużo na raz.
Nie potrafisz rozplanować sobie rzeczy, które musisz wykonać, a masz ich dużo do zrobienia - standard. Jak zwykle zgłaszam się w szkole do wszystkiego chętna, a koniec końców siedzę potem w domu i nie mam w co ręce włożyć. Najlepiej zrobić wszystko jednego dnia, żeby potem "mieć z głowy". Potem okazuje się, że to można zrobić później, projekt można przełożyć na kolejny dzień. Ostatecznie zamiast jednego zarobionego dnia, masz ich cały tydzień i padasz do łóżka już o godzinie 20:00.

Brak snu.
Dokładnie. Albo jest krótki sen, albo nie ma go wcale. Wszystkie rzeczy do szkoły zrobione, ale co z tego, jak w szkole śpisz, albo ledwo funkcjonujesz? 

Zgłoszę się tylko raz.
Postanowione. Zgłoszę się tylko na przygotowanie dodatkowych informacji na następną lekcję. Tylko to. Jak wygląda to w rzeczywistości? Mianowicie tak, że potem nauczyciel zakłada, że to ty zgłosisz się do dodatkowego projektu, a jeśli nie, to od razu w twoją stronę wylewane są żale, że się opuszczasz. Ludzie, naprawdę? 

Pełna głowa.
Od myśli. Kiedy zrobię to, kiedy zabiorę się za pracę na polski, kiedy posprzątam. Przecież muszę być zorganizowana. Po czym myślę - i tak jestem niezorganizowana i robię wszystko jak leci. Nie zdając sobie sprawy, że robię to co najgorsze, zaczynam kilka rzeczy naraz. I znowu myślę - kiedy skończę tą rzecz, na którego mogę odłożyć naukę z tego i tego przedmiotu. W końcu mam już tak pełną chaosu głowę, że mój mózg mówi "STOP" i nie jestem w stanie zrobić nic.

Czyli witam w świecie niezorganizowanych ludzi.
Polecam żyć - FOTORELACJA

Polecam żyć - FOTORELACJA


Podsumowując, polecam poranne, darmowe kawy w mc'ugnocchi bazyliowe z pomidorkami koktajlowymi i ostrym sosem arabskim (mniam!), wizyty w starych budynkach i nietypowe zdjęcia. Po za tym książka "mleko i miód" została moim życiem, krem tutti-frutti ratuje moje dłonie, a zajęcia plastyczne jak zwykle spędzone na gadaniu. No i dziękuję Wiktorii za ostatnie wyjście na rolki!







~
A jak Wam mija maj?
Przebłysk

Przebłysk


Pojawiło się ogłoszenie: konkurs na przedstawienie książki i zachęcenie do jej przeczytania. Myślę sobie, czemu by nie? To nie może być takie trudne. Wystarczy powiedzieć kilka słów o treści, autorze i na koniec wspomnieć o tym, jak bardzo zachęcamy do przeczytania książki. Jednak nie.
Nie ma jak za przygotowania się do konkursu wziąć się zaledwie 3 dni przed nim. Nie powielajcie mojego błędu. Aczkolwiek wszystko wyglądało pięknie i ładnie: plakat, opis i nawet własny zwiastun filmu, który został stworzony na podstawie książki. Wystarczyło jeszcze ładnie nauczyć się o tym opowiadać i gotowe.

W końcu nadszedł ten dzień. Skromny, ale jakże zabiegany 11 maja. Konkurs o 16:00, dobra Agata, noł stres. Muszę przyznać, że nie stresowałam się w ciągu dnia wystąpieniem. Dopiero gdy weszłam na salę, gdzie siedziała komisja i wszyscy uczestnicy konkursu żołądek podszedł mi do gardła.

Losowanie numerków. Prosiłam, żebym miała jak najwcześniejszy. Oczywiście musiałam wylosować 11 numer, który jednocześnie był przedostatnim. No cóż. Poczekam.

Kiedy już wymieniono moje imię i nazwisko (o dziwo bezbłędnie), poczułam, że stres chwilowo opadł, lecz w momencie stanięcia przed jury trema znów dała górę. Pomyślałam sobie wtedy: wdech i wydech. Byli ode mnie lepsi, byli i gorsi uczestnicy. Muszę wypaść jak najlepiej w swojej skali. Nie będę się w tej chwili zastanawiać, kto jak wystąpił. Liczy się moje wystąpienie tu i teraz. I co? I zaczęłam spokojnie mówić. Po krótkiej prezentacji rozległy się uprzejme oklaski. Dałam radę.

Wyniki

Nie owijając w bawełnę: nic nie zajęłam. Czy osiągnęłam sukces? Z pewnością wewnętrzny, bo przełamałam się przed wystąpieniem publicznym. Jeśli chodzi o konkurs mogę pochwalić się jedynie dyplomem uczestnictwa. Przyznaję, że osoby, które zostały laureatami, naprawdę zasłużyły na swoje miejsca. Czego mnie to nauczyło? Mianowicie tego, że się nie poddam. Nie spocznę na pierwszym i ostatnim podejściu. Kolejna edycja za rok. Mam rok, żeby powalić wszystkich.
W pierwszej chwili pomyślałam sobie: ale klapa, żadnego miejsca, wszystko to było bez sensu. Później zrodziła się właśnie ta myśl: widziałam, co spodobało się jury, kto dostał pierwsze miejsce. Co trzeba zrobić, żeby je zająć. Czy żałuję, że wzięłam w tym udział? Nie. Jedynie zmotywowałam się do pokazania jury, że za rok pokażę im, że stać mnie na więcej.

Jakie jest Wasze podejście do tego rodzaju konkursów?
źródło zdjęcia
Co myślę o WEGE

Co myślę o WEGE


Kiedy kilka tygodni temu, kiedy byłyśmy w centrum miasta razem z przyjaciółką, natknęłyśmy się na akcję przeciwko kupowania jajek z chowu klatkowego, a przy okazji dostałyśmy ulotkę, zachęcającą do podjęcia się wyzwania i zostania wegetarianinem na 30 dni. Nie ukrywam, że dało mi to do myślenia.

Wegetarianizm, a także weganizm mają tyle samo zwolenników co przeciwników. Żeby ten post był bardziej wiarygodny, a nie tylko oparty na mojej opinii, poprosiłam swoją koleżankę - wegetarianinkę, aby poparła ten wpis na swoim przykładzie. 

Chyba najbardziej oczywistą rzeczą jest fakt, że wegetarianizm jest dietą pozbawioną mięsa i ryb, a weganizm - wszelkich produktów pochodzenia zwierzęcego. Jakie są więc zalety nie jedzenia mięsa?

Na wstępie Maja poprawiła mnie, że wegetarianizm jest sposobem życia, a nie tylko dietą. To, że wegetarianie nie jedzą mięsa nie oznacza, że go nie lubią. Po prostu robią to z wyboru, ponieważ zdają sobie sprawę w jakich warunkach żyją zwierzęta. Tutaj muszę się naprawdę zgodzić z Mają, bo nie raz usłyszałam od swoich znajomych wegetarian, że kilka szczegółowych filmików na ten temat wzbudziło w nich takie obrzydzenie i odczuli tak wielką krzywdę, że stracili ochotę na mięso.

Zalety WG MAI

1. Uczucie lekkości z powodu jadłospisu opartego w głównej mierze na warzywach i owocach.
2. Szybsza przemiana materii i brak obciążenia tłuszczami. Maja dodała, że początkowo można zrzucić kilka kilogramów, lecz po niedługim czasie następuje redukcja, ponieważ organizm przyzwyczaja się do tego, że mięso jest zastąpione np. wartościową, wysokoenergetyczną soczewicą, albo innymi roślinami strączkowymi. Posiłki na bazie soi, czy ciecierzycy potrafią być bardzo sycące, a nie odczuwalna jest ciężkość po posiłku.
3. Powoduje większe zwracanie uwagi na to co się je. Po za tym pobudza wyobraźnię, ponieważ nie można opierać się cały czas na tych samych produktach.
4. Ma się częściowy wpływ co się dzieje ze zwierzętami. Wegetarianizm uczy wrażliwości i empatii wobec innych stworzeń.
5. Brak problemów żołądkowych z powodu dużej ilości spożywanego błonnika, który regularnie oczyszcza nasz przewód pokarmowy i usprawnia trawienie.

Myślę, że zalet jest jeszcze więcej, aczkolwiek Maja wymieniła te najważniejsze. Wiadome jest, że taki sposób żywienia ma także wady, takie jak niedobory, czy potrzeba poświęcenia większej ilości czasu na przygotowanie posiłków. Każdy sposób żywienia będzie miał jakieś minusy. Mnie osobiście fascynują tacy ludzie, bo od razu widać, że mają coś do powiedzenia. Nie chodzi mi o to, że będąc wegetarianinem powinno biegać się po mieście i krzyczeć, że się nim jest. Po prostu lubię słuchać o życiu ludzi, które jest inne od mojego. Wydaje mi się, że uczy to bycia bardziej obiektywnym
Na sam koniec razem z Mają sporządziłyśmy listę najczęściej słyszalnych tekstów, skierowanych w stronę wegetarian. 
1. Najpierw wege, potem homo.
2. Ale tak bez mięsa da się żyć?
3. Jesteś lesbijką?
4. Przecież kurczak to nie mięso.
5. Ale nawet w święta?
Bardzo dziękuję Mai za pomoc w napisaniu tego posta!
Co wy myślicie o wegetarianizmie? Może ktoś z Was jest wegetarianinem?
Czy w końcu stałam się dziewczyną? - MY SERIES #2

Czy w końcu stałam się dziewczyną? - MY SERIES #2


Kawa
Zdecydowanie najlepszy napój tego tygodnia. Wiem, że w moim wieku częste picie kawy nie jest wskazane, ale ja po prostu nie umiem bez niej żyć. Ostatnio dopuściłam się nawet dwóch kaw jednego dnia, aczkolwiek pierwszy raz nie wpłynęło to na mój proces zasypiania, który czasem po jednym kubku kawy jest naprawdę wydłużony. Jednak wtedy zasnęłam jak małe dziecko w ciągu kilku minut.
~

Podobny obraz

Youtube - Karolina Sobańska
To nie jest reklama, a ta youtuberka pewnie nawet nie jest świadoma tego, że promuję ją na tym blogu. Wracając: trafiłam na nią właśnie w tym tygodniu i od tego czasu namiętnie oglądam jej filmiki. Jest naturalna i naprawdę urzeka swoim stylem życia. Jest weganką, otwarci mówi o wadach i zaletach takiej diety. Jej filmiki potrafią rozjaśnić w głowie i w moim przypadku dały mi dużego kopa, jeśli chodzi o naukę języków obcych. Polecam.
~


Spódniczka
Stanęłam przed lustrem i spytałam się samej siebie: "Agata co się z tobą stało? Zmieniłaś się". Naprawdę. Byłam i nadal myślę, że troszeczkę jestem - chłopczycą. A tu nagle stwierdzam, że do gustu przypadły mi spódniczki - zwłaszcza ołówkowe. Tylko, że mój styl nadal ze mną został. Spódniczka, bluza i buty sportowe - i Agata wychodzi z domu. Nie mniej jednak jest to pewne odstępstwo od normy, ponieważ odkąd pamiętam byłam ogromną przeciwniczką spódniczek. I sukienek. Teraz moja mama z jednej strony może cieszyć się, że w końcu zaczynam ubierać się jak dziewczyna, a z drugiej - narzekać na dodatkowe wydatki.
~

Znalezione obrazy dla zapytania 5 minutes journal

5 minutes journal
To właśnie dzięki Karolinie Sobańskiej zaczęłam prowadzić taki dziennik. Polega on na tym, że codziennie rano odpowiadam na pytania: Za co jesteś wdzięczna/wdzięczny? Wymień 3 rzeczy. Co sprawi, że dzisiejszy dzień będzie niesamowity? Wymień 3 rzeczy. Pozytywne twierdzenie: Jestem... 
I tyle. A pod koniec dnia odpowiedam na pytania: Co niesamowitego wydarzyło się dzisiejszego dnia? Wymień 3 rzeczy. Jak mogłam/ mogłem uczyć ten dzień lepszym?
Proste? Proste. W dodatku zajmuje naprawdę mało czasu, a uczy patrzeć pozytywnie na świat i doceniać to, co się ma. 
~

Khalid - Location
Najlepsza nutka tygodnia! Za to właśnie dziękuję aplikacji Spotify, bo gdyby nie ona nigdy nie znalazłabym tego twórcy. Już wiem czyja płyta wyląduje następna na mojej półce.
~
źródło zdjęć: 1 2 google grafika
W kaktusowym zaciszu - MY SERIES

W kaktusowym zaciszu - MY SERIES

Dzisiejszy post jest początkiem nowej serii, która będzie polegała na podsumowaniu każdego mojego tygodnia. Ulubieńcy, przemyślenia, wszystko to, co było dla mnie w jakiś sposób wyjątkowe właśnie w ciągu tych 7 dni. Zaczynajmy!


Książka "Elonora&Park" Rainbow Rowell
Wcześniejsza książka "Załącznik" oraz znane "Fangirl" na tyle mi przypadły do gustu, że stwierdziłam, że sięgnę po kolejny twór tejże autorki. Na pewno nie jest to chybiony strzał, bo lektura jest bardzo przyjemna. Dopiero kilka dni temu zaczęłam ją czytać i nie miałam specjalnie dużo czasu więc nie zabrnęłam daleko, lecz już sam początek jest bardzo wciągający. Zobaczę jak będzie dalej.



Torba
Gdyby nie ona, nie wiem jak ogarnęłabym wszystkie rzeczy idąc na zajęcia i ze znajomymi na dwór. Oczywiście do szkoły noszę plecak, aczkolwiek torba, którą widzicie powyżej to zdecydowanie moja ulubienica! Torby tego rodzaju naprawdę urzekają mnie swoją prostotą, a przy okazji funkcjonalnością. Gdy się spieszę, wystarczy, że wszystko do niej wrzucę i mogę iść. Nie muszę szukać później wszystkich rzeczy po różnych kieszonkach. Jedynym minusem bywają poplątane słuchawki z kluczami, ale idzie się przyzwyczaić.


 jon snow GIF

Jon Snow
Jako świeżo upieczona miłośniczka Gry o tron nie mogłam nie wspomnieć o Jonie Snow'ie! Jak dla mnie zdecydowanie najlepszy aktor w całym serialu i moja nowa miłość. Jestem dopiero na 4 sezonie, a wiedząc jak często umierają bohaterowie, nie wiem czy jeszcze długo się na niego napatrzę. Świetny aktor, który przede wszystkim uwiódł mnie hipnotyzującym wzrokiem. Biorę go!



Herbata z miodem
Pogoda mówi sama za siebie, a herbata z miodem jest niczym przyjaciółka, która poprawia ci nastrój chłodnymi, deszczowymi dniami. W tym tygodniu chyba wlałam w siebie hektolitry tego napoju, aczkolwiek nie za każdym razem z miodem. Jeśli chodzi o herbatę to naprawdę nie gardzę zwykłym Grey'em w dodatku nieposłodzonym. Dla mnie po prostu każda herbata jest idealna (oprócz ryżowej, ta nie specjalnie mi smakowała).



Nutka tygodnia, czyli "Shape on you"
Nic dodać nic ująć. Piosenka idealna pod prysznic, przetestowana pod tym względem przeze mnie już wiele razy. Czy mi się znudzi? Nie sądzę. Zamierzam kupić sobie album Eda, aczkolwiek widząc cenę wolę jeszcze trochę poczekać.

~
A co jest waszym ulubieńcem minionego tygodnia?
źródła zdjęć 1-2
Własnymi rękoma

Własnymi rękoma


Idąc do sklepu mamy wszystko. Musimy zaspokajać swoje podstawowe potrzeby, takie jak głód czy pragnienie. Wchodząc do dyskontu wystarczy ledwie sięgnąć ręką by chwycić za pierwszą lepszą bułkę, jogurt, czy masło. Do tego jakaś szynka, ser, kilka warzyw, woda czy sok i po zakupach. Lecz ile z tych wszystkich rzeczy jesteśmy w stanie zrobić sami?

Przestajemy doceniać to co swojskie i domowe. Wybieramy drogę na skróty, łatwą do przejścia. Nie pytamy się już babć o rodzinne receptury, bo po co? Zawsze znajdziemy jakąś wymówkę: to, że za drogie, to że nie ma czasu, może innym razem, ale jestem uczulony, broń Boże gluten, przecież od tego się choruje, przecież to niezdrowe. No właśnie. 

Ile razy przeglądamy instagramy, gazety pełne zdjęć domowych wyrobów i mówimy sobie: gdybym umiał, to bym zrobił, gdybym miał czas, gdybym nie był uczulony, gdyby.. i jeszcze raz gdyby! Zamiast wziąć się do roboty przystajemy na punkcie "gdyby". 

Ostatnio do myślenia dał mi pewien znajomy moich rodziców, którego pasją jest pieczenie chleba. Widząc jego fascynację, człowiek jest w stanie natychmiastowo się nią zarazić! Słysząc, jak opowiadał o swoich kulinarnych podróżach wraz ze swoją żoną, czuć było z jak wielkim zaangażowaniem się temu poświęca. Stwierdziłam, że skoro ta właśnie osoba ma rodzinę, pracuje i jest w stanie zrobić coś samemu, to dlaczego ja nie mogłabym spróbować? Może łatwo mi się mówi, bo nie mam pracy, jedynie muszę chodzić do szkoły i dochodzą mi dodatkowe zajęcia, ale chyba warto z punktu "gdyby" przejść do punktu "wykonałem", nawet jeśli ma się te 14 lat.

Upiekłam chleb i czuję się spełniona. To dziwne? Dla mnie nie. Bo dla mnie nie ma już punktu "gdyby". Może ta czynność jest banalna, ale ja widzę w niej drugie dno. Czy tylko ja?
Jaki jest każdy z nas?

Jaki jest każdy z nas?


Hillar Małgorzata
My z drugiej połowy XX wieku

My z drugiej połowy XX wieku 
rozbijający atomy 
zdobywcy księżyca 
wstydzimy się 
miękkich gestów 
czułych spojrzeń 
ciepłych uśmiechów 

Kiedy cierpimy 
wykrzywiamy lekceważąco wargi 

Kiedy przychodzi miłość 
wzruszamy pogardliwie ramionami 

Silni cyniczni 
z ironicznie zmrużonymi oczami 

Dopiero późną nocą 
przy szczelnie zasłoniętych oknach 
gryziemy z bólu ręce
umieramy z miłości

Jak bardzo zwykły wiersz może utożsamiać się z nami? Czy jesteśmy w stanie w kilku prostych słowach przejrzeć się jak w lustrze? Wydaje mi się, że właśnie ten utwór jest dowodem na to, że mamy możliwość to zrobić.

Mimo, że autorka mówi o osobach z drugiej połowy XX wieku, a nie pierwszej połowy XXI nie ma to znaczenia. Nic się nie zmieniło, a wręcz wszystkie te cechy pogłębiają się. 
Osoby, które są wrażliwe z góry są wyśmiewane za to, że są słabe. Silnymi uznawani są ci, którzy ukrywają uczucia i tłumią emocje. Czy nie w takim świecie żyjemy? Nie mamy czasu okazywać innym zainteresowania. Większość ludzi jest zapatrzona w siebie, w swoje potrzeby, karierę.

Mamy chwila moment okres świąteczny. Myślę, że to najlepszy czas, żeby poświęcić go bliskim i zatrzymać się na chwilę. Zastanowić się, czy to nie my przypadkiem, nie jesteśmy niczym ludzie z drugiej połowy XX wieku..

Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Typy SYLWESTROWICZÓW

Typy SYLWESTROWICZÓW

IMPREZOWICZ
Sylwester? Trzeba zrobić bibę na pół miasta! Niech wszyscy słyszą jak puszczamy fajerwerki! Kto załatwi alkohol? Tylko musi być go dużo, w końcu początek roku to nie przelewki. Najlepiej rozpocząć go z grubej rury. Jutro kac? Co z tego? Wszyscy świetnie się bawią, to otwórzmy kolejną butelkę szampana! Do tego dochodzi głośna muzyka, w domu plus 20 osób i zabawa na całego. A sąsiedzi tylko łapią się za głowę, świadomi, że i tak nie uciszą delikwenta z jego imprezową armią.

NIEWYPAŁ
Dzisiaj jest już 31 grudnia? Dobra, zaproszę osoby z mojej klasy. Będzie super zabawa. Zaraz wrzucę status na fejsa. Po kilku minutach widać pierwsze komentarze. Zośka nie przyjdzie? Adam jest chory? Ada, Marta, Dominika muszą być w domu? Klaudia idzie.. do sklepu? A Adrian musi... napisać pracę domową? Świetnie. Ale co z tego, że nikogo nie będzie? Zaraz załatwimy jakiś alkohol. Zabawa samemu nie może być aż taka zła. Po chwili na snapie ląduje zdjęcie z sokiem jabłkowym w kieliszku i podpis "Super impreza, pijemy szampana!". 


PO CO ŻYJĘ
Nowy rok? Co z tego. Zaszyję się tego dnia jak gdyby nigdy nic w łóżku. Przynajmniej nie będzie mnie boleć rano głowa. Ludziom z paczki powiem, że jestem chora. Nie ma sensu pakować się w jakąś durną imprezę. Pewnie i tak wyjdzie z tego stypa jak nic. Towarzystwo na pewno nie będzie się kleić. W ogóle, to Sylwester nie ma sensu. Mamy już 2017 rok. Kolejne lata za nami. Chyba za chwilę umrę.

GRZECZNIUTKI
Skoro ma być impreza to wszystko muszę ustalić! W punktach - to bardzo ważne. W domu muszę być przed północą. Przecież mama kazała mi wrócić na kolację. Do tego została mi jeszcze książka do przeczytania i dodatkowe zadania z matmy. Wyśpię się i na 1 stycznia będę jak nowo narodzony. Taki właśnie jest plan!


PLANUJĄCY
Dobrze dzisiaj zabawię się na Sylwestrze na całego. Ale, ale - jeszcze postanowienia noworoczne! Hmm.. nie będę jeść słodyczy, będę odżywiać się zdrowo, oszczędzę na płytę mojego ulubionego piosenkarza i w końcu kupię sobie wymarzoną torbę. Do tego jeszcze nauczę się jeździć na rolkach. Myślę, że do tego jeszcze dojdzie solidne sprzątanie i codzienne utrzymywanie domu/pokoju w idealnym porządku. A potem i tak wszystkie postanowienia pójdą w niepamięć.

A Wy jak spędziliście Sylwestra? Ja w górach z rodzinką i serdecznie polecam! Wstawię niedługo zdjęcia, śniegu było po kolana i przynajmniej można było poczuć trochę zimy.
Copyright © 2014 KAKTUSOWY SAD , Blogger